Inflacja w styczniu 2020 r. uderzyła w portfele Polaków z największą siłą od ponad 8 lat, tak jak przewidywali ekonomiści. Wzrosła do najwyższych poziomów. Jej spadek w kolejnych kwartałach wcale nie jest przesądzony.
Stało się. Inflacja w styczniu 2020 r. wyniosła 4,4 proc. - podaje GUS. To najszybszy wzrost od grudnia 2011 r. Jak przestrzegali ekonomiści, ceny wzrosły z powodu kumulacji różnego rodzaju opłat wywołanych m.in. podwyżką płacy minimalnej, czy rosnącymi cenami energii oraz usług. Wpływ miała również wciąż drożejąca żywność.
Choć NBP przekonuje, że galopujące ceny w II połowie roku przyhamują, wcale nie jest to takie oczywiste. Najnowsze badania SGH wskazują, że aż 88 proc. ankietowanych Polaków oczekuje utrzymania inflacji lub nawet jej dalszego przyspieszenia, a w oczy zagląda nam widmo największej od 50 lat suszy.
Inflacja w styczniu 2020 r. wyniosła 4,4 proc., co jest najwyższym wynikiem od ponad 8 lat
Według ekonomistów przyczyną są przede wszystkim wyższe ceny energii elektrycznej i wciąż drożejąca żywność wraz z wyrobami alkoholowymi objętych 3-krotnie wyższą akcyzą, niż zapowiadał to przed wyborami rząd
Kolejne miesiące nie mają być w tym zakresie lepsze, zważywszy, że krajowe ośrodki ostrzegają przed największą od 50 lat suszą, co wpłynie na ceny warzyw i owoców. Wielką niewiadomą jest również dalszy wzrost cen usług.
"Według wstępnych danych w styczniu 2020 r. ceny towarów i usług konsumpcyjnych wzrosły o 4,4 proc. w porównaniu z analogicznym miesiącem ubiegłego roku. W stosunku do poprzedniego miesiąca ceny towarów i usług wzrosły o 0,9 proc." - podaje we wstępnym odczycie Główny Urząd Statystyczny. W grudniu 2019 r. inflacja wyniosła 3,4 proc., czyli była niższa aż o 1 pkt. proc.
To oznacza, że inflacja uderzyła w portfele Polaków z największą siłą od ponad 8 lat, kiedy to w grudniu 2011 r. wzrost cen sięgnął poziomu 4,6 proc. Choć nie znamy na razie szczegółowych danych, GUS podał wstępnie, iż kategoria "Żywność, napoje bezalkoholowe i alkoholowe oraz wyroby tytoniowe" miesiąc do miesiąca wzrosła o 1,7 proc. Po części ma to związek z podwyżką akcyzy, która notabene miała być jedynie indeksowana do inflacji właśnie, jednak po wyborach rząd podniósł ją 3-krotnie wyżej, niż wcześniej zapowiadał.
Ekonomiści z mBanku wskazują, że niespodzianką są rosnące ceny żywności. "Na wysokie ceny owoców (to obserwowaliśmy) nałożyć mogło się echo wzrostów cen wieprzowiny oraz tradycyjny efekt początku roku, kiedy towary we wszystkich kategoriach drożeją z uwagi na zmianę cenników na początku roku" - piszą.
"Najciekawsze w inflacji jest nie to, czy ona jest wysoka, bo to w dużej mierze efekty bazy i szoki podażowe, które zaraz uderzą w konsumpcję i ceny. Najciekawsze jest to, czy firmy widząc wysoką inflację i szum wokół niej zaczynają szybciej podnosić ceny np. usług" - zastanawia się z kolei Ignacy Morawski, ekonomista, zwracając uwagę na możliwość nakręcenia się w naszym kraju tzw. spirali inflacyjnej.
RPP niewzruszona
Nic nadzwyczajnego we wzroście inflacji nie widzi za to Narodowy Bank Polski. Według prof. Adama Glapińskiego inflacja w II poł. br. zacznie się obniżać.
- W pierwszych kwartałach tego roku przewidujemy wzrost inflacji, trudno powiedzieć do jakiego poziomu, ale możliwe, że do górnego pułapu odchyleń celu inflacyjnego, a potem w drugiej połowie roku przewidujemy spadek - powiedział Glapiński podczas lutowej konferencji po posiedzeniu Rady Polityki Pieniężnej.
Jego zdaniem stopy procentowe powinny pozostać bez zmian do zakończenia kadencji Rady, czyli 2022 r. Podkreślmy, że niektórzy przekonują, że takie działanie RPP jest słuszne ponieważ, ona i tak już przeoczyła swoje "okienko" co do podwyżek stóp. Gdyby członkowie RPP zdecydowali się teraz podnieść koszt pieniądza, miałoby to wpływ na gospodarkę z opóźnieniem ok. dwóch, trzech kwartałów, a to oznacza, że ruch Rady mógłby tylko pogorszyć sytuację Polski w samym środku spowolnienia gospodarczego.
Ciekawą zależność w tym względzie podkreśla Marek Rogalski, analityk DM BOŚ. Jak wyjaśnia, trend wzrostu inflacji nie jest tylko polską domeną - ceny rosną też w regionie, co wymusza stosowne działania banków centralnych. Dodał, że w zeszłym tygodniu Bank Czech zaskoczył wszystkich podwyżką stóp o 25 p.b., a w czwartek prezes Banku Węgier otwarcie przyznał, że decydenci wykorzystają wszystkie narzędzia, aby ustabilizować inflację wokół celu 3 proc. w ciągu najbliższych 5-8 kwartałów (w styczniu wyskoczyła ona do 4,7 proc. r/r).
"Dla nas szczególnie istotna jest wymuszona zmiana retoryki przez Węgrów, która do tej pory była równie +gołębia+ jak naszej RPP. Czy wiara w to, że bez jakiejkolwiek interwencji (nawet werbalnej, jak zrobili to wczoraj Węgrzy) sytuacja sama się unormuje jest słuszna?" - pyta analityk.
Inflacja w górę. Oczekiwania inflacyjne też
W kontekście odczytu GUS warto przytoczyć najświeższe badania gospodarstw domowych Instytutu Rozwoju Gospodarczego SGH, w których czytamy, że znacząco wzrosły oczekiwania inflacyjne.
W styczniu tego roku już ponad 56 proc. respondentów deklaruje, że inflacja przyspieszy. A to oznacza, że jesteśmy blisko rekordowych poziomów. Na początku 2015 r., tj. kiedy było ostatni dołek oczekiwań, jedynie 10 proc. respondentów przewidywało przyspieszenia inflacji. Oznacza to przyrost, aż o 46 pkt. proc. w ciągu ostatnich 5 lat.
Jak wskazują badania, jedynie co 10 respondent oczekuje spowolnienia cen, a ok. 1/3 oczekuje utrzymania dzisiejszej inflacji. Łącznie więc już ponad 88 proc. respondentów, oczekuje utrzymania inflacji lub nawet jej przyspieszenia.
- Oczekiwania inflacyjne są na bardzo wysokim poziomie, a jeszcze nie wiemy jak podatki sektorowe, tj. akcyza i podatek cukrowy, odbiją się na cenach, dalej niepewna jest sytuacja z cenami energii, eksperci zapowiadają niespotykaną suszę, dramatycznie drożeje wywóz nieczystości. Pamiętajmy też o cenach mieszkań, gdzie mamy bańkę według wielu ekspertów, a nie są one ujmowane we wskaźniku CPI - komentuje dla Business Insider Polska dr Sławomir Dudek, główny ekonomista Pracodawców RP.
Kupować, czy nie kupować?
Gospodarstwa domowe są zdezorientowane, z jednej strony są zapewniane, że ceny są pod kontrolą i spadną, a z drugiej mamy wybuch oczekiwań inflacyjnych. Jak przekonuje, widać to w badaniach SGH, które wskazują na ogromną niepewność zakupową Polaków.
- Nie wiemy czy mamy kupować teraz, bo wszystko zdrożej, czy nie. To pokazuje w badaniu duża zmienność co do opinii o planach wydatkowych - wyjaśnia ekonomista.
- Mnie najbardziej niepokoi fakt, że nawet jeżeli nastąpi jakaś zmian podejścia, to „polityka pieniężna” zadziała z opóźnieniem. Społeczeństwo w swojej percepcji, prawie w 90 proc., daje sygnał, że obawia się wysokiej inflacji. Boję się, że to w pewnym momencie z uwagi „słupki” (ale nie ekonomiczne) spowoduje, że politycy zabiorą się za walkę z inflacją. Tak jak było z obniżeniem akcyzy i opłaty przejściowej na energię, a to byłby kolejny czynnik destabilizujący finanse publiczne - dodaje.
- Z punktu widzenia ekonomisty, politycznie motywowane decyzje w zakresie polityki gospodarczej plus presja czasu, to przepis na duże problemy - kończy Sławomir Dudek.