Zaburzenie i choroby psychiczne wywołane pandemią SARS-CoV-2 i kilkoma tygodniami społecznej izolacji zostaną z nami na dłużej, podobnie jak pewna ostrożność, dystans społeczny oraz uzależnienie od internetu - wskazuje w rozmowie z agencją informacyjną Newseria Biznes psycholog dr Beata Rajba.
Pandemia koronawirusa i związane z nią obostrzenia mocno wpłynęły na życie społeczne. Wymusiły pracę zdalną, ograniczenia w przemieszczaniu się i kontaktach ze znajomymi czy rodziną. Zamknięcie w czterech ścianach odbiło się na naszej kondycji psychicznej: dla blisko połowy (47 proc.) życie w ostatnich miesiącach stało się bardziej stresujące, a dla co trzeciego - bardziej chaotyczne - przypomina Newseria.
Strach przed zakażeniem, obawy o zdrowie swoje i rodziny, przymusowa izolacja i samotność, a do tego problemy ekonomiczne, groźba utraty pracy i dochodów oraz widmo kryzysu gospodarczego i niemożność zaplanowania przyszłości - wszystkie te czynniki powodują, że w wielu krajach ONZ notuje dużo wyższy niż zwykle poziom depresji i lęku.
Dr Beata Rajba wyjaśnia, że wspólnie ze studentami przeprowadziła badania w dwóch panelach. Pierwszy zakończył się tuż przed Wielkanocą i już pokazywał alarmujące informacje: 1/3 dorosłych i 44 proc. nastolatków mierzyło się z objawami depresji, przy czym 1/5 miała myśli samobójcze. Drugi panel zakończył się 15 maja i wyniki były jeszcze gorsze: wśród dorosłych z objawami depresji mierzyło się już 39,5 proc. osób.
Z kolei ONZ w swoim raporcie podkreśla, że szczególnie narażeni na psychologiczne skutki pandemii SARS-CoV-2 są pracownicy służby zdrowia. Także według danych przytaczanych przez Medicover 35 proc. pracowników medycznych odczuwa wręcz traumatyczny stres, 15 proc. cierpi na depresję, a 12 proc. odczuwa silny niepokój związany z aktualną sytuacją. Ich położenie jest szczególnie trudne, bo obok obciążającej pracy i niedostatecznego wsparcia muszą się mierzyć z lękiem o siebie i swoje rodziny oraz z ostracyzmem społecznym.