Badania prowadzone pod egidą Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) nie potwierdziły nadziei związanych z remdesivirem, który jest podawany tysiącom chorych na COVID-19. Badanie wykazało też nieskuteczność hydroksychlorochiny, lopinawiru/rytonawiru oraz interferonu, jeśli chodzi o obniżanie śmiertelności COVID-19 u hospitalizowanych pacjentów, czy skracanie czasu powrotu do zdrowia.
Wyniki międzynarodowych badań koordynowanych przez WHO nie zostały jeszcze zrecenzowane. Opublikowano je online na serwerze medrxiv. Wzbudziły jednak zrozumiałe zainteresowanie na całym świecie. Remdesivir jest jedynym lekiem przeciwwirusowym, który został tymczasowo dopuszczony do leczenia hospitalizowanych pacjentów w ponad 50 krajach. Wyniki wielkiego badania Solidarity, które objęło ponad 11 300 chorych 405 szpitalach i w 30 krajach pokazały, że remdesivir nie zmniejsza śmiertelności z powodu COVID-19, ani nie skraca czasu leczenia.
Remdesivir - pierwszy leki dopuszczony do leczenia COVID-19
Remdesivir został opracowany przez firmę biotechnologiczną Gilead Sciences z siedzibą w Foster City w Kalifornii. Nad lekiem pracował zespół pod kierunkiem Tomáša Cihlára, a pierwotnym celem terapeutycznym był wirus zapalenia wątroby typu C. Lek był także testowany pod kątem wirusów Ebola i Marburg, ale w tym przypadku okazał się mało skuteczny. Przy okazji badań laboratoryjnych odkryto jednak jego zabójcze działanie na wiele innych wirusów, w tym na filowirusy, pneumowirusy, paramyksowirusy oraz koronawirusy.
Jest analogiem nukleotydowym, a dokładniej analogiem adenozyny (naturalny organiczny związek chemiczny o działaniu przeciwzapalnym). Zasada działania remdesiviru polega na włączeniu się do łańcucha RNA wirusa i zablokowaniu procesu jego replikacji. W warunkach laboratoryjnych wykazał się skutecznością w przypadku SARS-CoV-2, hamował proces replikacji tego wirusa w ludzkich komórkach płucnych. W innym doświadczeniu remdesivir wyraźnie powstrzymał replikację koronawirusa, a także poprawił funkcję płuc u chorych na COVID-19 myszy. Hamował też namnażanie się wirusa MERS (wirus blisko spokrewniony z SARS-CoV-2) w doświadczeniach ze zwierzętami.
Te obiecujące wyniki badań laboratoryjnych spowodowały włączenie remdesiviru do badań klinicznych pod kątem COVID-19. Pierwsze pozytywne rezultaty osiągnęli Amerykanie.
Amerykański organ regulacyjny (Food and Drug Administration - FDA) na początku maja zezwolił na używanie remdesiviru w nagłych przypadkach kierując się wynikami badań przeprowadzonych na zlecenie Narodowych Instytutów Zdrowia (National Institutes of Health - NIH). Badania kliniczne zrealizował NIAID (National Institute of Allergy and Infectious Diseases - jednostka podległa NIH), którym kieruje dr Anthony Fauci. Te badania wykazały, że remdesivir nieznacznie skraca czas powrotu do zdrowia.
Za Stanami Zjednoczonymi poszły inne kraje, w tym europejskie, zezwalając na warunkowe podawanie remdesiviru hospitalizowanym pacjentom. W czasach pandemii wszyscy starają się wykorzystać każdą szansę na leczenie ciężko chorych na COVID-19.
Początkowo w USA zezwalano na awaryjne użycie remdesiviru tylko u najciężej chorych, którzy wymagali podawania tlenu lub wentylacji mechanicznej. W sierpniu jednak FDA pozwoliło na podawanie tego leku wszystkim hospitalizowanym pacjentom, bez względu na ciężkość choroby, co skrytykowali niektórzy eksperci jako zbyt przedwczesne. Lek został podany także prezydentowi Donaldowi Trumpowi w czasie jego pobytu w szpitalu. Był jednym z kilku medykamentów, którymi Trump był leczony. Podawano mu także tlen.
WHO: Remdesivir zdaje się nie zmniejszać śmiertelności z powodu COVID-19
Wstępne wyniki badań, finansowanych przez WHO w ramach Solidarity Therapeutics Trial, zostały opublikowane w czwartek online w serwisie medrxiv.org i nie zostały jeszcze zrecenzowane ani opublikowane w czasopiśmie naukowym.
Publikacja online wzbudziła jednak zrozumiałe zainteresowanie na świecie, a eksperci podzielili się w swoich opiniach. Wielu uważa, że to badanie jest rozstrzygające, przynajmniej jeśli chodzi o leczenie ciężko chorych pacjentów. Jednak niektórzy naukowcy są bardziej ostrożni.
- Ogromne badania, takie jak te, prowadzone w różnych krajach i z różnymi systemami opieki zdrowotnej, mogą prowadzić do niespójnych protokołów leczenia, których skutki mogą być trudne do przeanalizowania - powiedział dziennikowi "New York Times" dr Peter Chin-Hong, ekspert ds. chorób zakaźnych na Uniwersytecie Kalifornijskim w San Francisco.
Ponadto wyniki badań Solidarity wcale nie są aż takim wielkim zaskoczeniem. Wstępne wyniki badań klinicznych, przeprowadzonych pod egidą NIH, także nie pokazywały, aby remdesivir wyraźnie zapobiegał zgonom hospitalizowanych pacjentów. Zauważono tylko, że nieznacznie skraca czas hospitalizacji ciężko chorych pacjentów.
Ostateczne wyniki amerykańskich badań, które opublikowane zostały 8 października na łamach czasopisma "The New England Journal of Medicine" mówią o niewielkiej szansie, że remdesivir może zmniejszyć śmiertelność u niektórych pacjentów przyjmujących ten lek. W badaniu wzięło udział w sumie 1062 pacjentów, z których połowa otrzymała remdesivir, a połowa placebo. U osób, które leczono remdesivirem, średni czas pobytu w szpitalu wynosił 10 dni, a u tych, którzy otrzymali placebo - 15 dni. Współczynnik śmiertelności był nieznacznie wyższy w grupie przyjmującej placebo.
Czy to już koniec nadziei związanych z remdesivirem?
Firma Gilead, producent leku zakwestionowała wyniki badań WHO, mówiąc, że to badanie oceniało różne leki i ich połączenia, stąd trudno jest wyciągać z nich ostateczne wnioski na temat remdesiviru.
Dr Andre Kalil z University of Nebraska Medical Center, który w Stanach Zjednoczonych kierował badaniami nad remdesivirem, także krytykuje WHO. Uważa, że tego typu badania otwarte, w których uczestniczą tysiące ludzi, mogą być trudne do weryfikacji.
W badaniu WHO wzięło udział ponad 11 300 dorosłych osób z COVID-19. Pacjenci otrzymywali cztery leki pojedynczo lub w zestawach, w tym remdesivir, hydroksychlorochinę, lopinawir, interferon lub lopinavir z interferonem. Grupa kontrolna, licząca 4100 osób, nie była leczona farmakologicznie. Remdesivir w tym badaniu przyjmowało 2750 osób.
Analiza wyników leczenia pokazała, że żaden z tych leków nie zmniejszył śmiertelności, konieczności wentylacji mechanicznej ani czasu pobytu w szpitalu, w porównaniu z grupą pacjentów, która nie była leczona farmakologicznie.
Komentatorzy badań nie są zgodni, choć wielu uważa, że takie wyniki nie są specjalnie zaskakujące. Już wcześniejsze badania obudziły wątpliwości, szczególnie jeśli chodzi o hydroksychlorochinę i lopinawir. Niemniej jednak nadal można mieć nadzieję, że niektóre leki, na przykład remdesivir, mogą być pomocne na wcześniejszym etapie zakażenia.
- Nie sądzę, aby to badanie było całkowicie rozstrzygające, jeśli chodzi o remdesivir - powiedział dziennikowi "New York Times" dr Taison Belle z Uniwersytetu Wirginii, lekarz intensywnej opieki medycznej. - Myślę, że pokazuje, że powinnyśmy uważniej wybierać pacjentów, u których go stosujemy.
Chodzi też o to, że lek może być pomocny na wcześniejszych etapach choroby, blokując namnażającego się koronawirusa, zanim dojdzie do tzw. "burzy cytokin", czyli nadmiernej reakcji zapalnej organizmu. Są dowody wskazujące, że także leczenie interferonem może być pomocne we wczesnej fazie COVID-19. Zanim ostatecznie odrzucimy remdesivir i interferon, należy zbadać, jak działają na różnych etapach choroby - czytamy w "New York Times".
WHO: czas na badania nad innymi lekami
- Badanie Solidarity Therapeutics Trial dostarcza rozstrzygających dowodów na skuteczność leków o zmienionym przeznaczeniu, takich jak remdesivir, lopinawir/rytonawir, interferon i hydroksychlorochina, które wydają się mieć niewielki wpływ lub żaden na śmiertelność lub przebieg choroby wśród hospitalizowanych pacjentów - czytamy na stronie WHO.
Inne zastosowanie tych leków, na przykład w profilaktyce COVID-19, musiałoby być dopiero zbadane. Obecnie rozważa się włączenie do badań Solidarity innych leków przeciwwirusowych, immunomodulatorów oraz przeciwciała monoklonalne.