Eksperci nie mają wątpliwości - jesienią czeka nas druga fala koronawirusa. Pozostaje tylko pytanie o jej skalę. Niektóre państwa, w tym m.in. Szwecja, już szykują się do walki z trudnym przeciwnikiem. Czy Polska również powinna opracować scenariusz działań na jesień?
"Bez aktywnego działania nie da się stłumić epidemii"
Większość ekspertów nie ma wątpliwości, że koronawirus - podobnie jak grypa - będzie wracać sezonowo. Sytuację da się skutecznie opanować w momencie, kiedy powstanie szczepionka lub leki, które byłyby w stanie zapobiec wciąż rosnącej liczbie zachorowań na całym świecie.
Pandemia nie odpuszcza, a wielu z przerażeniem myśli o kolejnych miesiącach. Dr hab. Mirosław Czuczwar, kierownik II Kliniki Anestezjologii i Intensywnej Terapii Uniwersytetu Medycznego w Lublinie zwraca uwagę na zawiłość problemu. Trudno przygotowywać się na drugą falę, kiedy wciąż walczymy z pierwszą, a liczba zakażeń utrzymuje się na stosunkowo wysokim poziomie.
- Takim ciekawym zjawiskiem w tej chwili w Polsce jest fakt, że mamy bardzo dużą liczbę zakażeń, ale małą liczbę pacjentów wymagających intensywnej terapii, czyli większość zarażonych to bezobjawowi nosiciele. Największe zagrożenie jest takie, że ci dodatni roznoszą tę chorobę dalej. Bez aktywnego działania nie da się stłumić epidemii. Nie powiem, co trzeba zrobić, natomiast jestem pewny, że najważniejsze jest zachowanie zasady dystansu społecznego i noszenie maseczek, a nie otwieranie wszystkiego "na hurra" i liczenie, że jakoś to będzie. To nie jest aż tak proste - tłumaczy dr Czuczwar.
"Nie jesteśmy dobrze przygotowani na ewentualną, jesienną falę zachorowań"
Cześć państw już rozpoczyna przygotowania do drugiej fali epidemii. Jak jest w przypadku Polski? Prof. dr hab. med. Krzysztof J. Filipiak, kardiolog, internista i farmakolog kliniczny, Przewodniczący Rady Dyscypliny Nauk Medycznych Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego z niepokojem patrzy na działania resortu zdrowia. Zdaniem eksperta nie jesteśmy dobrze przygotowani na ewentualną, jesienną falę zachorowań na COVID-19.
- Brak jest nadal rozporządzeń i ustaleń zarówno ze strony Ministerstwa Zdrowia, jak i Narodowego Funduszu Zdrowia, w zakresie tak podstawowych kwestii, jak: zasady przyjmowania planowych chorych do szpitala, zasady i formy rozliczeń za badania na obecność SARS-CoV-2 przy przyjęciu do szpitala, badania przesiewowe personelu - wymienia prof. Filipiak. - Zwracam uwagę z niepokojem, że całokształt rozporządzeń i różnych działań w kierunku przygotowania do jesiennej epidemii wymagałby współdziałania wielu resortów - nie tylko Ministerstwa Zdrowia. Tymczasem w Polsce od miesiąca nie zbierała się Rada Ministrów, a poszczególni ministrowie wraz z premierem pielgrzymowali po kraju, promując jednego z kandydatów na prezydenta - dodaje.
Lekarz przyznaje, że sytuacja jesienią może być jeszcze bardziej skomplikowana ze względu na nałożenie się drugiej fali zakażeń SARS-CoV-2 z zachorowaniami na sezonową grypę.
- Tym bardziej apelujemy do wszystkich o zaszczepienie się na grypę - wbrew skandalicznym, antynaukowym słowom i deklaracjom, które padły w kampanii prezydenckiej, a które z pewnością dały wiatr w żagiel ruchom antyszczepionkowym - podkreśla ekspert.
Prof. Filipiak uważa, że nie ma już czasu i działania trzeba podjąć natychmiast. Co robić?
- Powołać sztab kryzysowy, zacząć przygotowania, kampanię informacyjną, promocję szczepień przeciwko grypie, wsłuchać się w głos ekspertów: epidemiologów, lekarzy chorób zakaźnych, wirusologów. Jak na razie w ramach wsparcia eksperckiego przestała działać rada naukowa przy Ministrze Zdrowia. Źle to wygląda...- przyznaje profesor.
Kluczowe zadanie: zbieranie informacji na temat zakażonych
Prof. Rafał Butowt z Zakładu Genetyki Molekularnej Komórki Collegium Medicum UMK przypomina, że podstawowym problemem, z którym mierzymy się w Polsce, nie jest wysoka śmiertelność, ale duża infekcyjność wirusa SARS-CoV-2. Zdaniem eksperta - na tym etapie nie jesteśmy w stanie przewidzieć, w jaki sposób zmutuje koronawirus i czy jeżeli dojdzie do kolejnej fali, skala zachorowań będzie równie duża.
- Wirus SARS-CoV-2 nie mutuje tak szybko, jak wirus grypy czy nawet podobny do niego wirus SARS-CoV-1, dlatego jak dotąd, mimo zsekwencjonowania wielu tysięcy indywidualnych genomów tego wirusa i wykryciu w nich wielu zmian genetycznych, nie wykryto nowych szczepów o podwyższonej infekcyjności - tłumaczy prof. Botowt.
- Pewien poziom zmienności genetycznej u wirusa, który jest procesem naturalnym, nie świadczy jeszcze, że już teraz powstają nowe szczepy, które na pewno spowodują kolejną falę zachorowań. Mimo to warto brać pod uwagę ten gorszy scenariusz - dodaje.
Profesor uważa, że najskuteczniejszą bronią, po którą możemy teraz sięgnąć jest wiedza i szczegółowe badania zakażonych, które pomogą szybciej wyłapywać potencjalnych roznosicieli wirusa. Pomocne może być wykrywanie zaburzeń smaku i węchu.
- Moje badania epidemiologiczne, jak i badania z wielu innych ośrodków na świecie, wskazują na bardzo wysoką częstość występowania zaburzeń węchu i smaku w COVID-19 sięgającą zakresu 40-70 proc. Wydaje mi się, że dobrą rzeczą byłoby, gdyby służba zdrowia zbierała informacje od pacjentów o wystąpieniu u nich takich zaburzeń lub ich braku. Testy RNA bywają omylne i osoby w ogniskach zakażeń, które obserwują u siebie zaburzenia węchu lub smaku powinny bez względu na wynik testu - poddać się izolacji. Mogłoby to w jakiś sposób zmniejszyć skalę rozprzestrzeniania się zakażeń - tłumaczy naukowiec. - Takie informacje o pacjentach mogą okazać się w przyszłości ważne, gdyż możliwe jest, że osoby, u których występują zaburzenia węchu lub smaku w COVID-19 mogą być bardziej narażone na długookresowe skutki neurologiczne związane z infekcją ośrodkowego układu nerwowego - podsumowuje profesor.