Na jedzenie, na życie…
Schody. Człowiek siedzi. I się trzęsie. Z zimna i ze strachu. Z potrzeby serca. Z drżącej dłoni wystaje oderwany kawałek kartonu. Na nim ołówkiem kilka słów o pomoc. Na jedzenie, na życie. Coś szepcze. Aniele Boży… stróżu mój. I drżącym głosem dalej - Ty zawsze przy mnie stój. Ktoś podchodzi. Rzuca „piątaka”. Popatrzy, odchodzi. Ma własne życie, swoje problemy. Jacy jesteśmy naprawdę w zetknięciu z bezdomnymi? Pomagać im, czy omijać?