Z Ireną Ewą Barszczewską, pielęgniarką oddziałową w Klinice Ortopedii UCK w Gdańsku i wiceprezesem Fundacji Zbieramy Razem rozmawia Tadeusz Gruchalla
- Cała istota pomagania, zupełnie bezinteresownego, pokazana jest we wzruszającym filmie „JOHNNY” – o księdzu Janie Kaczkowskim, twórcy puckiego hospicjum. Dziś potrzeba nam takich obrazów?
- Jeśli nie dziś, to kiedy? Chyba żyjemy w czasie, kiedy mamy tylko czas dla siebie i niewiele osób dostrzega coś poza własnym nosem.
- Kinowa premiera tego filmu w reżyserii Daniela Jaroszka, poświęconego życiu, pracy oraz walce z chorobą nowotworową księdza Jana Kaczkowskiego odbyła się 23 września ubiegłego roku. Obecnie mogą go oglądać telewidzowie na płatnych platformach. Bardzo polecam ten film, bo w rzeczywistości jest to poruszająca, oparta na prawdziwej historii opowieść o tym, że każdy zasługuje na drugą szansę.
- Bo to, co najcenniejsze to uświadomienie sobie, że nawet najbardziej zdołowany człowiek uwierzył, że nowe, dobre życie może się rozpocząć w trudnych do wyobrażenia, ekstremalnych okolicznościach. To opowieść o zwycięstwie życia i miłości.
- I najpiękniej jak to tylko możliwe pokazuje to Dawid Ogrodnik który wcielił się w rolę cenionego zarówno przez wierzących, jak i ateistów księdza Jana Kaczkowskiego…
- Jak widać na filmie opartym na faktach, to powiedziana z perspektywy podopiecznego księdza Jana Kaczkowskiego, Patryka Galewskiego, chłopaka, który nie miał łatwego startu w życiu i który przez swoje przewinienia trafia przymusowo do puckiego hospicjum. To prawdziwy instruktaż do tego, jakich trzeba przeobrażeń, żeby z zimnego jak głaz stać się człowiekiem wrażliwym, pokornym, wyrozumiałym, o szlachetnym sercu.
- Dodajmy, że Patryk włamał się do domu w małym mieście. Wyrok sądu nakazał mu prace społeczne w puckim hospicjum, gdzie właśnie poznaje niezwykłego ks. Jana Kaczkowskiego. Duchowny angażuje młodych chłopaków z zawodówki, na pozór twardych buntowników, w pomoc chorym.
- W swojej pracy skupia się na bliskości, czułości i walce o relacje z drugim człowiekiem. Uczy empatii. A robi to z hurtową ilością humoru, czym zyskuje ogromną popularność. To hospicjum, to łóżko chorego walczącego ze śmiercią, a w zasadzie oczekującego już śmierci w godnych warunkach, pokazuje, że możemy się zmienić na lepsze, że potrafimy towarzyszyć chorym w przejściu na drugą stronę życia i że to pomaganie nam ubogaca, czyni nas dobrymi. Tej empatii, wrażliwości, pokory, jakże dziś potrzeba.
- Gdy wydawałoby się, że drogi zbuntowanego Patryka i księdza Jana zaczynają się stopniowo łączyć, okazuje się, że nie na długo. Ksiądz Jan sam staje przed wyzwaniem walki z chorobą. Patryk zostaje postawiony w sytuacji, która zmieni całe jego życie.
– To nie jest opowieść o budowaniu hospicjum ani historia walki ze śmiertelną chorobą. To emocjonalny obraz, który na przemian bawi i wzrusza, przeraża i rozczula. Fabuła przeprowadza nas od skrajnie mrocznych momentów, przez walkę z samym sobą i zewnętrznym światem, aż do znalezienia sensu i nadziei. Dziś, jak się okazuje dookoła potrzeba nam takich Patryków. Potrzeba nam większej wrażliwości na potrzeby innych, na samą ich obecność.
- Przyznam, że długo po filmie buzowały we mnie emocje.
- Prawdziwe historie pokazujące takie przeobrażenia ludzkie, jak pokazane w tym filmie, muszą pobudzać do refleksji nawet najbardziej zatwardziałych. Wciąż rozmawiam z młodymi osobami, z którymi współpracuję, że chory człowiek potrzebuje czegoś więcej, niż tylko schematycznego podejścia do niego, do jego potrzeb. Dobrze, gdy to zadziała, ale bywa, że czasem jest to trudne.
- Czy w Fundacji Zbieramy Razem, której jesteś współzałożycielką i wiceprezesem zarządu także dostrzegasz problem z wolontariatem?
- Jest trudniej, niż jeszcze kilka lat temu. Czasem chodzi młodym ludziom jedynie o pozyskanie punktów w drodze na wybrane studia, najmniej z pasji i chęci bezinteresownego pomagania. Wszyscy już tak są zaganiani i interesowni, że pozyskanie dziś z krwi i kości wolontariusza graniczy z cudem. Z drugiej strony potrzeba pomagania wspierania jest ciągle aktualna. Tu wspomnę współpracę wieloletnią zresztą z Kliniką Pediatrii Hematologii i Onkologii z pielęgniarką oddziałową Ewą Lipską-Sidor dzięki której za zgodą rodziców wspieramy małych pacjentów np. zestawami do wykonania samodzielnego przytulanek, słodyczami, czy wspólnymi zabawami. Oczy uśmiechniętych dzieci bezcenne.
- Teraz jest szczególny czas dzielenia się dobrem, to czas obdarowywania fundacji swoim 1,5 procentem podatku od dochodów za miniony rok.
- Liczymy na to, że jak zawsze pamiętają o nas stali Darczyńcy i że pozyskamy nowych, którzy dostrzegą nasze zaangażowanie pro bono na rzecz potrzebujących. Dzięki temu będziemy w stanie objąć swoją opieką większą liczbę osób.
- Fundacja Zbieramy Razem w tym roku będzie obchodzić swoją dziewiątą rocznicę istnienia, a za rok aż trudno uwierzyć jak ten czas szybko leci – dziesiąte urodziny.
- Jubileusze są miłe, budują, ale i uczą pokory. Czasy są bardzo trudne, wiele fundacji i organizacji pożytku publicznego nie wytrzymało próby czasu. Nam pomimo pandemii koronawirusa, coraz trudniejszej sytuacji materialnej i finansowej polskich rodzin, spadku darowizn, udało się nie tylko przetrwać, ale także zbudować Ośrodek Naturoterapii i Integracji społecznej w Kłyzówce na Podlasiu, który powoli służy podopiecznym i ich rodzinom. Serdecznie zapraszam. W tym miejscu pragnę przypomnieć wszystkim czytelniczkom i czytelnikom biuletynu, że jesteśmy organizacją, która pomaga osobom w trudnej sytuacji życiowej lub materialnej wynikłej często z ciężkiej, przewlekłej choroby, niepełnosprawności czy poważnego urazu. Nasze pomaganie służy wszystkim: tym którym potrzeba dodatkowej rehabilitacji, tym których nie stać na leki czy na zakup urządzenia medycznego, rehabilitacyjnego. Czym różnimy się od innych tego typu organizacji? My mamy wiedzę nie tylko z dziedziny ochrony zdrowia, ale i jej organizacji. Wiemy, jak dotrzeć do specjalistów, aby unikać kosztownych płatnych zabiegów za granicą.
- Jak godzisz pracę pielęgniarki oddziałowej Kliniki Ortopedii UCK w Gdańsku z pomaganiem podopiecznym w fundacji?
- Nie ma kolizji, czasem jedynie, ludzka rzecz, odczuwam zmęczenie. Ale wtedy nie poddaję się, bo wiem, że pomaganie jest pasją, misją, której się w jakiejś mierze poświęciłam. Kluczowa jest cierpliwość, ponieważ praca z bardzo chorymi lub starszymi ludźmi może być trudna. Z drugiej strony kandydaci, którzy zdecydowali się na tę profesję, powinni zdawać sobie sprawę, że praktycznie cały czas będą mieli styczność z ludzkim cierpieniem.
- Dziękuję za rozmowę.