Schody. Człowiek siedzi. I się trzęsie. Z zimna i ze strachu. Z potrzeby serca. Z drżącej dłoni wystaje oderwany kawałek kartonu. Na nim ołówkiem kilka słów o pomoc. Na jedzenie, na życie. Coś szepcze. Aniele Boży… stróżu mój. I drżącym głosem dalej - Ty zawsze przy mnie stój. Ktoś podchodzi. Rzuca „piątaka”. Popatrzy, odchodzi. Ma własne życie, swoje problemy. Jacy jesteśmy naprawdę w zetknięciu z bezdomnymi? Pomagać im, czy omijać?
Oddała kobiecie bułkę, a gdy obejrzała się zobaczyła, jak wyrzuca ją do śmietnika. Zabolało jak cholera. Zraniło. Poczuła się oszukana. Zapewne nie jest jedyną osobą, która zamiast kasy, dała żebraczce jedzenie. Od tego czasu przestała pomagać żebrzącym, choć ma świadomość, że ktoś rzeczywiście mógł potrzebować jej wsparcia, pomocy, serca. Ale że raz zostało odrzucone, drugi raz już choćby nie wiem co, nie pomoże!
Nie pomoże, bo jak świat światem w przypadku ludzi bezdomnych nie sposób stwierdzić, komu naprawdę zależy na posiłku, a komu na butelce wina, piwa czy wódki.
***
- Niedawno zadzwonił do mnie znajomy – opowiada Tomek. – Niegdyś sytuowany, nie narzekający na brak pieniędzy. Teraz bez pracy, w wynajmowanym mieszkaniu, z widmem eksmisji. Skończył się zasiłek dla bezrobotnych, a mieszkająca kilka domów dalej siostra nie ma zamiaru podać bratu kawałka chleba. Stres narastał, doszły choroby psychiczne. Nie wie, gdzie pójdzie, to znaczy pod jaki most, gdy go wyrzucą z mieszkania razem z jego psem. Zadzwonił do mnie. Nie miał na karmę dla pupila. Kosztuje 18 złotych. Zapytał, czy gdy będzie przy kasie, przesłałbym mu kod BLIKa by mógł opłacił karmę. Zgodziłem się. Ucieszył się. Gdy nadszedł moment zapłaty i poprosił o kod odpisał, że chce być prawdomówny, nie chodziło o psa, lecz o flaszkę. Bo ma dług wobec sąsiada. Zagotowało się we mnie. Zatkało i zarazem zawrzało. Prawdziwa burza najróżniejszych odczuć. Odpisałem, że przykro mi, ale kodu nie wyślę, bo nie kupuję nikomu alkoholu.
***
Ubrana schludnie, nie odstraszyła wyglądem. Podeszła do niej. Popatrzyła i powiedziała, że jest bardzo głodna. Akurat trzymała w ręce jeszcze ciepłego, pachnącego makiem, rogala. W sumie sama była bardzo głodna. Ale… Może ta kobieta jest głodniejsza od niej – pomyślała. jedzenie. Żebraczka wzięła rogala i poszła dalej z wyciągniętą dłonią. Dość szybko miała już jedzenie, picie i papierosy.
- Bez względu na to, czy komuś dam bułkę, kilka złotych czy dobre słowo, to przecież zawsze jest pomoc – uważa wolontariusz z Fundacji Zbieramy Razem z siedzibą w Gdyni, która ma kilkudziesięciu podopiecznych. Ci, co żyją na ulicy, tak naprawdę często nie mają już nadziei na zmianę ich sytuacji życiowej. Nieliczni tylko doświadczają bezdomności z własnej woli.
Warto się zatrzymać przy takiej osobie, okazać jej chwilę zainteresowania, wspomnieć o miejscach, w których może szukać pomocy. Czy może być coś złego we wspieraniu osób będących w kryzysie bezdomności poprzez dawanie im drobnych pieniędzy lub jedzenia? Nawet jeżeli ta osoba wyrzuci taką bułkę, za jakiś czas może przypomnieć sobie tę sytuację, przeanalizować ją i dojść do wniosku, że jednak postąpiła fatalnie, bo był ktoś, kto wyciągnął do niej pomocną dłoń…
***
Piotr Barszczewski, prezes zarządu Fundacji Zbieramy Razem mówi twierdząco, że każdy z nas się spotyka z tymi osobami i to nie jeden raz. Oczywiście nikt nie ma wypisane na czole, że jest bezdomny i że brakuje mu środków do życia na podstawowe potrzeby. Czasami są to po prostu ludzie biedni, mają jakiś lokal zastępczy (socjalny) ale na wiele rzeczy nie stać ich – mówi.
Ale sytuacje są różne. I nie zawsze mamy do czynienia z tymi, którym pomoc jest naprawdę potrzebna. Są wśród nich zwykli naciągacze. Prezes Piotr Barszczewski pamięta ten dzień. Poszedł do banku załatwić sprawę, gdy nagle podbiegło do niego dwóch chłopców. Krzyczeli, że są głodni i proszą o pieniądze na jedzenie. Zauważył, że nieopodal siedzi ich mama z owiniętym w mały kocyk niemowlęciem.
- Nie dałem pieniędzy, bo nikt w Polsce nie wychodzi na ulicę całą rodziną – uważa szef Fundacji Zbieramy Razem. - Dzieciaki nie wyglądały na wygłodzone i biedne. Po prostu podbiegły z wyciągniętą ręką, bo zapewne mama nauczyła ich takiego sposobu na życie.
Po wyjściu z banku prezes Barszczewski wsiadł do swojego auta zaparkowanego tuż przy tej kobiecie z dziećmi. Podjechał samochód, z którego wysiadł mężczyzna. Przywiózł zapewne swojej rodzinie dwie toby jedzenia z McDonalda. Kobieta wsiadła do samochodu mężczyzny, zaczęła karmić dziecko. Widać, że doskonale rodzina sobie radziła.
***
- Gdy widzę, że ktoś chce zjeść, a nie ma lub brakuje mu grosza, nie widzę problemu, by pomóc – kontynuuje Piotr Barszczewski. - Proponuję jedzenie lub zakupy, nigdy pieniędzy. Zdarzyło mi się raz na parkingu, że oddałem swoje zakupy takiej osobie która podeszła do mnie i drżącym głosem poprosiła czy mam coś do jedzenia.
Najważniejsze to mądre pomaganie i żeby nie być obojętnym. Ale nie być również naiwnym. Ktoś powie że dla 5 czy 10 zł nie zbiednieje i wrzuca do puszeczki, nie zastanawiając się, ale ma czyste sumienie, że pomógł.
***
Prośby o pomoc weszły obecnie z ulicy także w fazę elektroniczną. Fundacja Zbieramy Razem zalewana jest wszelkiej maści prośbami o wsparcie.
- Kiedyś dostałem list do fundacji napisany ręką dziecka – mówi prezes Barszczewski. - Że mieszkają gdzieś na wsi i jak to dzieci marzą ona o lalce Barbi, on o grze komputerowej. Zakupiłem, niech się spełnią marzenia dzieci, koszt ok 250 zł i wysłałem. Oczywiście podziękowań nie było, ale nie przywiązuje do tego wagi. Jakoś słowo „dziękuję” jest bardzo rzadkie w społeczeństwie. Prędzej doczekamy się serii ataków jeżeli coś się odmówi, łącznie z wyzywaniem od złodziei. Jakież było moje zdziwienie jak na drugi rok dostałem znowu list z prośbą o zakup lalki i gry komputerowej. Lalka ta sama Barbi , gra już jakiś ostatni hicior. Wiedziałem, że zostałem oszukany, cóż kwota za mała, aby było to przestępstwo. Oszuści doskonale to wiedzą.
***
Niektórzy traktują fundację jak bankomat. A zgromadzone środki jak konto w banku, nie licząc się z tym że za wydawanie środków odpowiada fundacja. Środki muszą być wydatkowane zgodnie z ustawą o działalności pożytku publicznego i o wolontariacie. Ktoś chciał za pieniądze darczyńców pojechać na zabiegi w komorze hiperbarycznej w... Albanii w okresie wakacyjnym. Z zaświadczenia o zarobkach rodziców ukazał się dochód 13 tys. i 17 tys. zł. Stanowiska obojga rodziców kierownicze w korporacjach znanych polskich firm komunikacyjnych i banku. Samo życie.
***
Człowiek siedzi. I się trzęsie. Z zimna i ze strachu. Z potrzeby serca.