Rozmowa z Weroniką Talaśką, wolontariuszką Fundacji Zbieramy Razem w Gdańsku
- Z Wikipedii wiemy, że wolontariat (łac. voluntarius – dobrowolny) to dobrowolna, bezpłatna, świadoma praca na rzecz innych lub całego społeczeństwa, wykraczająca poza związki rodzinno-koleżeńsko-przyjacielskie. Z takich oto osób składa się prawdziwy ruch spełniania marzeń, idea bezinteresownej pomocy innym. Co sprawiło, że także pani jest jedną z tysięcy takich osób w kraju?
- Odkąd pamiętam pomagałam innym, zawsze było to dla mnie naturalne. Na początku kolegom w szkole poprzez wspólną naukę, zabawę. Byłam wolontariuszem w szkolnym kole Caritas. Z czasem zaczęła kiełkować we mnie myśl, że moją drogą życiową jest pomoc innym, dlatego zdecydowałam się na studiowanie medycyny. W szpitalu bardzo dużo się nauczyłam o życiu, o ludziach i ich potrzebach. Po pierwszych latach na studiach, które były bardzo intensywne, postanowiłam, że muszę robić coś więcej, dopóki nie zacznę leczyć pacjentów. Zaczęłam szukać fundacji w Trójmieście, które poszukują wolontariuszy do pomocy i tak trafiłam do Fundacji Zbieramy Razem.
- Organizacje pożytku publicznego, fundacje w Polsce, nie wyobrażają dziś sobie swojej działalności bez wolontariatu. Bo to on przynosi korzyści zarówno osobom, którym się pomaga, a także tym, które pomoc tę niosą. Jakie pani przyniósł korzyści?
- Mogę obcować z ludźmi, którzy mają podobne przekonania. Wspólnie utwierdzamy się w tym, że pomaganie to wspaniały pomysł na życie. Dodatkowo bezcenny jest dla mnie kontakt z naszymi podopiecznymi. Są to często bardzo schorowani ludzie, ale ich wola walki i chęć zmiany lub poprawy swojego zdrowia są godne naśladowania. Uczę się od nich pokory, cierpliwości i właśnie ambitnego dążenia do celu.
- Będąc wolontariuszem przeżywa się sporo ciekawych chwil, w wyjątkowy i twórczy sposób spędza czas, bierze udział w ambitnych projektach. Takie najfajniejsze chwile, to…
- Najwspanialsze są momenty, gdy widzę uśmiech na twarzach osób, którym staramy się pomóc. Dzieci na oddziałach onkologicznych, które przez chwile zapominają o chorobie podczas wspólnej zabawy z nami, stają się beztroskie, szczęśliwe. Albo osoby, które straciły cały dobytek w kataklizmach, a my jedziemy do nich z potrzebnymi środkami. Mały gest sprawia, że te osoby czują, że ktoś o nich dba, pamięta. Ogromna wdzięczność i radość to jest najfajniejsza nagroda.
- Czuje Pani satysfakcję ze spełniania swoich marzeń?
- Tak, staram się ambitnie dążyć do wyznaczonych celów. Bardzo lubię stawiać sobie wysoko poprzeczkę. Każdy sukces, jest dla mnie siłą do dalszego działania.
- Widząc ogromną radość dzieci, która daje moc energii, odczuwa pani, że to, co robi, ma sens? A może przy tej okazji także odkrywa pani swoje nowe talenty i umiejętności?
- Uwielbiam pracę z dziećmi. Każdy chory maluch to dla mnie bohater. Ich siła i chęć życia jest naprawdę zaskakująca. Często, my dorośli, możemy się od nich bardzo dużo nauczyć: konsekwencji, cierpliwości, radości z małych rzeczy jak np. wygrana w planszówce lub słodka niespodzianka. Z drugiej strony dzieci są bezbronne i to my musimy być ich wsparciem w trudnych chwilach. Ja ze swojej strony na razie mogę spędzać z nimi wolny czas, próbować zebrać środki na ich leczenie, rehabilitację. Praca w tej fundacji utwierdziła mnie w przekonaniu, że w przyszłości chciałabym zostać lekarzem pediatrą. Wiem że da mi to wiele satysfakcji.
- Jest szczytny cel, zdążyć dzieciom z pomocą, zdążyć z pomocą podopiecznym, pomoc finansowa, darowizny rzeczowe… Zadania, które wolontariusz wykonuje w fundacji są różne. Spotkania z chorymi dziećmi, organizowanie wydarzeń charytatywnych, także szukanie sponsorów… Nie nudne?
- Jak pan zauważył zadań jest bardzo wiele, są różnorodne. Trudno się nudzić przy tylu obowiązkach. Pracę w fundacji traktuję jak miłe spędzanie czasu, więc myślę, że gdy robi się to, co się lubi, to nie mam mowy o nudzie. Lubię moment, w którym po wielu tygodniach rozmów, ustaleń, udaje się stworzyć ciekawe wydarzenie.
- Wolontariat uczy wrażliwości na potrzeby drugiej osoby. Osoba taka musi być bardziej wrażliwa na potrzeby innych, dostrzegać je, pomagać w ich rozwiązaniu. Czy taka pomoc potrafi zbliżyć Was do siebie i budować silną relację?
- Oczywiście, że tak. Wspólne cele sprawiają, że nawzajem się motywujemy. Spędzamy razem sporo czasu, rozmawiamy na wiele ciekawych tematów, śmiejemy się i żartujemy, a temu wszystkiemu towarzyszy szczytny cel i wspólne działania, aby udało się pomóc podopiecznym. Zdarza się czasami, że mamy różne pomysły na rozwiązanie jakiegoś problemu, ale to nas jeszcze bardziej scala, ponieważ ostatecznie każdy z nas przypomina sobie, że nieważne, co by się nie działo, to wszyscy idziemy do tego samego celu – pomoc drugiemu człowiekowi.
- Spotykając się i rozmawiając z chorymi dziećmi docenia pani swoje dotychczasowe życie i zaobserwuje ile w tych małych istotach jest siły i woli walki o życie? A może przychodzi też taka refleksja, że niepotrzebnie przejmujesz się pewnymi sprawami? Bo przecież od podopiecznych fundacji nauczysz się doceniać to, co w życiu jest najważniejsze i najpiękniejsze?
- Tak właśnie jest, z każdym dniem doceniam swoje życie jeszcze bardziej. Są chwile, gdy wydaje mi się, że czegoś się nie da zrobić, problem jest nie do rozwiązania, ale wtedy przypominam sobie, że na szczęście moim jedynym ograniczeniem jest wyobraźnia. Przecież jestem zdrowa, mam dach nad głową, potrafię chodzić, mówić, mam wspaniałą rodzinę. Wówczas moje ogromne zmartwienia nagle stają się małe.
- Czy fakt wyboru studiów medycznych w jakiś sposób pani pomaga w działalności wolontariackiej? Czy może na odwrót, jestem wolontariuszem, łatwiej mi studiować?
- Myślę, że to jest korzyść obustronna. Z jednej strony nie jest mi tak trudno spotykać się z chorymi osobami, patrzeć na ich cierpienie, ponieważ na co dzień rozmawiam z pacjentami. Znam już mechanizmy wielu chorób, co ułatwia mi zrozumieć, z czym muszą borykać się podopieczni i dlaczego tak ważna jest regularna rehabilitacja i przyjmowanie leków. Z drugiej strony każdy z nas pracujących w fundacji uczy się człowieczeństwa, empatii, cierpliwości, pokory i odważnego dążenia do celów. Te cechy są potrzebne w życiu każdemu człowiekowi, również studentowi, przyszłemu lekarzowi.
- Co dla pani jest teraz najważniejsze w swojej działalności w Fundacji Zbieramy Razem? Jakieś plany, projekty?
- My, wolontariusze, nie możemy sobie pozwolić na chwilę rozluźnienia, na spoczywanie na laurach np. po trudnej kampanii zachęcającej do wpłaty na operację ratującą życie dziecka, ponieważ chwilę później musimy rozpoczynać kolejną, następny potrzebujący człowiek wymaga naszego wsparcia. Dlatego zwykle nie nastawiam się na jeden cel, staram się działać wielokierunkowo. Ostatnio rozpoczęliśmy projekt „Lepszy na dobry cel datek niż najpiękniejszy kwiatek” https://www.zbieramyrazem.org/jak-pomóc/dobroczynny-ślub.html, chciałabym aby zamysł dzielenia się dobrem podczas ślubów dotarł do młodych par. To szansa na inną, ciekawą formę pomagania. Mam nadzieję, że się uda. A poza tym na pewno w przyszłości zorganizujemy kolejne imprezy charytatywne, spotkania z mieszkańcami, aby uwrażliwić ich na potrzebujących i na pomaganie.
- Dziękuję za rozmowę.