Z Ewą Ireną Barszczewską, sekretarzem-członkiem zarządu fundacji i pielęgniarką oddziałową Kliniki Ortopedii UCK w Gdańsku rozmawia Tadeusz Gruchalla
- Od zawsze pomaganie innym bardzo ci odpowiadało. Taka mała siostra miłosierdzia. Byle pomóc komuś, byle ktoś był z tego szczęśliwszy… To dlatego, że lubiłaś się opiekować się innymi zostałaś pielęgniarką?
- No tak, bo to coś w rodzaju powołania. To trzeba czuć, mieć w sobie. Edukacja wspomoże, dopomoże, ale nawyku pomagania nie zaszczepi. Albo to masz, albo nie.
- I dlatego połączyłaś przyjemne z pożytecznym?
- Praca w szpitalu przy łóżku chorego oczywiście daje mi ogromną satysfakcję i pieniądze, które pozwalają jakoś żyć. Potrzebowałam jednak czegoś więcej, móc pełnić szerszą misję pomagania ludziom, którzy z rozmaitych powodów, nierzadko ludzkich dramatów, znaleźli się w trudnej, często wydawałoby się beznadziejnej sytuacji.
- I takim sposobem wspólnie ze swoim mężem, który miał już doświadczenie w działalności charytatywnej, założyłaś fundację Zbieramy Razem z siedzibą w Gdańsku?
- Z mojej i mojego męża inicjatywy fundacja została założona w 2014 roku. Dziś jest jedną z najczęściej wymienianych w Polsce. Jest organizacją znaną z rzetelności, w której nadrzędne są takie wartości, jak etyka, lojalność, uczciwość, niezależność, równość i tolerancja, ale i profesjonalizm oraz odpowiedzialność.
- Mimo stosunkowo krótkiego stażu „Zbieramy Razem” to dziś marka.
- Na to wszyscy pracujemy w fundacji każdego dnia na nowo, porywając się na rzeczy karkołomne, nie łamiąc przy tym karku. Na tę markę wszyscy sobie zapracowaliśmy naszymi działaniami, które są zawsze nastawione na realne potrzeby podopiecznych i wynikają bezpośrednio z ich doświadczenia, są kierowane zarówno do nich samych, jak i społeczeństwa.
- Dziś to przecież niemodne. Nic się z tego nie ma, a jeszcze trzeba się napracować…
- Ten stereotyp już na szczęście odchodzi, właśnie coraz więcej jest społecznych zrywów w misjach pomagania innym. Czy może być coś piękniejszego, niż dać coś z siebie innym?
- Bo jak mawiał Antoine Saint-Exupery „Aby istnieć, trzeba uczestniczyć”…
- Trzeba uczestniczyć w życiu społecznym. Taką pracą na rzecz społeczeństwa jest wolontariat. Daje szansę wielu ludziom na samorealizację.
- A dlaczego warto być wolontariuszem?
- Powodów jest wiele. Wolontariat stwarza każdemu szansę na rozwój własnej osobowości. Pozwala na rozwijanie własnych umiejętności, zainteresowań, odkrywanie nowych talentów, odnajdywanie w sobie poczucia sensu pomagania innym, ale też uzyskanie poczucia satysfakcji. Przypominam sobie w tym momencie, jak dwa lata temu zgłosiła się młoda dziewczyna do pracy do opieki nad pacjentami w ramach wolontariatu. Byłam pozytywnie zdziwiona, że w naszym zawodzie pielęgniarki i położnej też są takie osoby. To cieszy. Z racji udzielania się w fundacji często widzę młodych ludzi chcących realizować się w swojej pasji.
- A w fundacji łatwo o wolontariuszy?
- Młode osoby bardzo chętne są do bezinteresownego niesienia pomocy innym. Nasi wolontariusze udzielają się we wszelkich akcjach dla maluchów, tak jest na przykład z okazji dnia dziecka czy mikołajek dla dzieci chorych leczących się z powodu choroby nowotworowej. Wolontariat na pewno czegoś uczy, a już na pewno daje przekonanie, czy wybieramy dla siebie właściwą drogę w kierunku samorealizacji.
- Praca pielęgniarki też jest szlachetna i piękna, a mimo to odchodzą z pracy, coraz częściej się słyszy o kolejnych wakatach. Powód pieniądze?
- Dla jednych na pewno pieniądze, dla innych niekoniecznie. Ale czy to jedyny powód? Odpowiedziałabym na twoje pytanie moim pytaniem: a co z fundamentem więzi w pracy i wzajemnym zaufaniem? Co z naszymi własnymi zainteresowaniami, hobby? Albo do tego realizacja jednego celu w życiu? Pielęgniarki skoncentrowane na realizacji potrzeb i życiu człowieka z biegiem czasu doprowadzają się do wyczerpania emocjonalnego, depersonalizacji i długo utrzymującego się stresu.
- To właśnie pytanie, czy warto tylko swoim zawodem wypełniać swoje życie?
- Podczas uroczystości wręczania „złotych czepków” pani przewodnicząca Okręgowej Izby Pielęgniarek i Położnych w Gdańsku Anna Czarnecka w swoim przemówieniu również podkreśliła że tak naprawdę „pogoń” za pieniędzmi nie jest najważniejsza, a co gorsze pogoń ta zatraca nas w pracy i doprowadza do tego, że nie mamy czasu na docenienie tego, co jest wokół nas, nie mamy „work-life balance".
- Łatwo powiedzieć. Jak to zrobić, żeby zachować równowagę między pracą a życiem prywatnym?
- Spotykam w swoim środowisku osoby, które nie potrafią wyważyć, postawić granic miedzy pracą a życiem prywatnym. Zdaję sobie sprawę, że coraz to więcej czasu spędzamy w pracy na dyżurach np. umowa cywilno-prawna (kontrakt to w ciągu miesiąca 250 godzin). Przyznaję, przy tak dużej liczbie godzin trudno może być o postawę w pracy godną naśladowania, uśmiech, empatię wobec pacjenta, często pobudzonego, agresywnego czy pacjenta z demencją starczą. A jednak można.
- Jednak da radę?
- Podam jeden z przykładów. Pielęgniarka pracująca w wymiarze 250 godzin, dojeżdżająca do pracy z Tczewa, samotnie wychowująca dwie córki, znajduje czas, by realizować swoją pasję.
- Naprawdę?
- Serio. Jest trenerem i prowadzi szkółkę dla psów, organizuje ogólnopolskie zawody drużynowe psów z torami przeszkód. Proszę zwróćcie uwagę na fakt, w naszym miejscu pracy UCK, tak wiele osób mijamy się na korytarzach, znamy się w większości z widzenia, ale wchodząc na teren zakładu pracy nieważne czy się znamy czy nie, często nie mówimy sobie dzień dobry. Wchodząc do urzędu potrafimy się przywitać, a w miejscu pracy nie. Wchodzimy do wspólnej windy, nie mówimy sobie dzień dobry…
- I skąd potem wziąć ten uśmiech w pracy, przy łóżku chorego?
- To naprawdę duże wyzwanie, zwłaszcza gdy mamy mnóstwo własnych problemów, a do tego brak umiejętności odpoczynku, brak umiejętności rozwoju własnych zainteresowań, brak balansu w życiu zawodowym a prywatnym.
- W ogóle szanujemy siebie? Jest jeszcze na to miejsce?
- Na to by nas szanowano zawsze jest miejsce, tak samo, jak zawsze jest czas na „dzień dobry”.
- Wydaje się to oczywiste…
- Chyba jednak nie do końca. Każdy pracownik, współpracownik, nasze koleżanki w relacjach interpersonalnych chciałyby usłyszeć: dziękuje, dobry pomysł, usłyszeć pochwałę, po prostu dobre słowo. To od nas samych zależy, jaką stworzymy atmosferę w pracy, jakie będziemy mieć relacje, a tym samym szacunek. Wszystko to zależy też od organizacji w pracy, kultury organizacyjnej w której każdy pracownik jest ważny i doceniony. W odwrotnym przypadku mamy do czynienia ze skargami, brakiem współpracy, brakiem otwartej komunikacji zamiast rozwiązań konstruktywnych.
- A co ze stereotypami?
- W wykonywaniu zadań zgodnie z uprawnieniami nadal pokutuje stereotyp w naszym środowisku. Zawsze to robiłam. Zawsze tak było. Zrobię to za lekarza bo mnie poprosił… Powiem więcej, do czasu, dopóki coś się nie wydarzy. Czy warto czekać na takie wydarzenie? W konsekwencji możemy być pozbawione prawa wykonywania zawodu. A w odpowiedzi żal. I samotność zawodowa.
- Zarobki niskie, mało ktokolwiek tę robotę docenia. To jak się do niej motywować?
- W sytuacji sukcesywnie zwiększających się wakatów pielęgniarskich zadań będzie stale przybywać. Podejrzewam, że zaangażowania, odwrotnie, ubywać. Dobre to pytanie, jak motywować podległy personel? Siąść i razem narzekać, czy może uruchomić w sobie pokłady kreatywności? A one są naprawdę dostępne. I nie wierzę w jedyny powód czyli niskich zarobków.
- Obecne lata pracy pielęgniarek i położnych potwierdzają fakt, że będzie was coraz to mniej, nie ma niestety optymistycznych wieści…
- Polityka kadrowa często od lat niezmienna, warunki pracy i płacy każdy wie. Może warto przeanalizować pewne aspekty na własnych obszarach, zwłaszcza te, które nie zapewniają pielęgniarkom i położnym potrzeby bezpieczeństwa, przynależności do organizacji. Średnia wieku pielęgniarek w tym temacie bez zmian. Na uwagę zasługuje fakt, że już obecnie cel podnoszenia kwalifikacji, to realizacja podstawowych kursów np. EKG, szczepień są ukierunkowane na pracę w środowisku, w poradniach.
- Na koniec podsumujmy. To jeśli nie o pieniądze chodzi, to o co?
- Z całą pewnością o atmosferę. Dlatego mój serdeczny apel: szanujmy nowozatrudnione koleżanki, bo im szczególnie musimy pomóc. Postarajmy się i stwórzmy im prawidłowe warunki adaptacyjne, by nie rezygnowały z pracy nierzadko właśnie z powodu niewłaściwej atmosfery w pracy a nawet braku szacunku do drugiej osoby.
- No i mówmy sobie „dzień dobry”. To naprawdę nie boli… Dziękuję za rozmowę.