Do Bożego Narodzenia liczba śmiertelnych ofiar IV fali epidemii prawdopodobnie wzrośnie o ponad 7 tys. Z tego 2 tys. pacjentów umrze w tygodniu tuż przed świętami - wynika z prognozy opracowanej przez grupę analityków MOCOS przy Politechnice Wrocławskiej.
Eksperci grupy MOCOS, modelującej przebieg epidemii w Polsce zaktualizowali najbardziej tragiczną część swojej prognozy. Chodzi o liczbę zgonów, która prawdopodobnie zostaną odnotowane w najbliższych czterech tygodniach.
- Nasz model prognozuje w najbliższym tygodniu w końcu szczyt na poziomie 2700 zgonów, potem 2500 zgonów, potem 2120 w tygodniu świątecznym i 1700 na początku stycznia. Łącznie 9000 zgonów w miesiąc - poinformował na Twitterze dr Piotr Szymański z Politechniki Wrocławskiej.
Zastrzegł jednocześnie, że do tej pory zdarzało się, iż obliczenia modelu przewidującego liczbę ofiar COVID-19 były niedoszacowane. Na przykład z wcześniejszej prognozy zgonów wynikało, że w dniach pomiędzy 6 listopada, a 6 grudnia umrze ok. 5,7 tys. osób. W rzeczywistości Ministerstwo Zdrowia poinformowało o 7,8 tys. zmarłych osób.
- Jeśli założyć te samą skalę błędu dla aktualnego modelu, to z tych 9000 zgonów może się zrobić około. 12000. Oby nie, zobaczymy - dodał.
- Jesteśmy na etapie stagnacji epidemii, czyli średnia liczba zakażeń nie spada. Ziścił się więc scenariusz płaskiego szczytu epidemii. Spowoduje to dłuższe obciążenie szpitali przez chorych z COVID-19 i dodatkowo zwiększy liczbę zgonów - mówi WP Michał Rogalski, twórca bazy danych o epidemii w Polsce.
- Podczas obecnej fali Polsce umiera około 1,6 proc. osób z wykrytym zakażeniem COVID-19. Skutkiem tego będzie średnio 400 ofiar dziennie w najgorszym momencie. Jak wiadomo, system raportowania zgonów ma swoje niedoskonałości i dni z kumulacją danych o zgonach. Dlatego może się zdarzyć, że zobaczymy w najbliższym czasie informacje Ministerstwa Zdrowia o ponad 600 zgonach zaraportowanych w ciągu doby - dodaje.
Ostatnio MZ coraz częściej informuje o ponad 500 osobach zmarłych w związku z COVID-19 dziennie. Pierwszy raz pomiędzy 30 listopada a 2 grudnia. W tym tygodniu takie dane ukazały się pomiędzy 7 a 9 grudnia.
W ostatnich dwóch tygodniach najwyższe wskaźniki zgonów odnotowały powiaty: bieszczadzki na Podkarpaciu, a także suwalski i hajnowski na Podlasiu. Jednocześnie w tych dwóch województwach liczby o zakażeniach koronawirusem już spadają. Wbrew twierdzeniom "autorytetów antyszczepionkowców" dane pokazują jasny związek pomiędzy wskaźnikiem zaszczepionych mieszkańców w regionie, a liczbą zgonów.
W tygodniu przed świętami Bożego Narodzenia około 20 tys. osób lub nieco mniej będzie nadal hospitalizowanych - wynika z prognozy zespół ICM Uniwersytetu Warszawskiego. Prawdopodobnie minęliśmy już szczyt hospitalizacji, który wypadł 7 grudnia. Sytuacja w szpitalach jest jednak zróżnicowana w zależności od województwa. Lubelski wojewoda Lech Sprawka zapowiada już stopniowe odmrażanie służby zdrowia, czyli zwalnianie łóżek zajmowanych wcześniej dla pacjentów z COVID-19. Za to hospitalizowanych przybywa na Śląsku.
Cześć ekspertów w ostrym tonie wypowiada się o spóźnionych decyzjach rządu w sprawie nowych obostrzeń. Prof. Krzysztof J. Filipiak, kardiolog i rektor UM MSC w Warszawie, uważa, że ogłoszone we wtorek obostrzenia nie zmienią już trendów IV fali koronawirusa. Jego zdaniem statystyki epidemii to dramat, bo zaakceptowano fakt, że "codziennie rozbija się w Polsce pięć smoleńskich tupolewów".
- Te zapowiedzi to tylko świadectwo klęski, kapitulacji i pogodzenia się z kolejnymi - codziennie po 500 osób - zgonami. Można było im zapobiec, wcześniej wprowadzając nakierowane na niezaszczepionych obostrzenia i przyspieszając akcję szczepień, prowadząc działania edukacyjne, zwalczając ruchy antyszczepionkowe - podsumował w rozmowie z WP prof. Krzysztof J. Filipiak.