Tyle nieszczęścia spadło niespodziewanie na rodziców Oliwiera Girczyca, że nie sposób taki cios za ciosem znieść. Ogrom ich cierpienia tak ich przytłoczył, że trudno się podnieść i iść przez życie. Ta diagnoza spadła na nich jak grom z jasnego nieba. Usłyszeli diagnozę̨. To zespół Strugea - Webera. Choroba jest genetyczna, absolutnie niewyleczalna. Przed malcem operacje i długotrwałe leczenie. Bo przecież nie można się poddać!
Pani Natalia długo wyczekiwała narodzin chłopca. Urodził się̨ w terminie i dostał 10 punktów. Radość, nadzieje, przeczucia, trwogi. Szczęście. Bo każdy dzień rozwoju dziecka dawał rodzicom tyle radości i sensu życia. Nie ma przecież nic cenniejszego, jak widzieć zdrowo rozwijające się dziecko. Malec, zaczął szybko wstawać́, trzymając się raczkami o własne łóżeczko. Szczęście nie trwało jednak długo. Któregoś dnia, po popołudniowej drzemce, chłopczyk nagle upadł i zaczął się trząść. To było coś przerażającego. Szybki transport do szpitala z podejrzeniem ataku padaczkowego. Oliwier spędził w szpitalu tydzień, dostając tam kolejnych kilkunastu ataków padaczkowych. Jakby mało tego, doznał paraliżu prawej strony. Badania, EEG, rezonans głowy. I diagnoza. To zespół Strugea - Webera. Genetyczna i niewyleczalna choroba. Rodzicom wszystko, co najpiękniejsze runęło i roztrzaskało się na tysiące kawałków.
Kolejne dwa tygodnie chłopczyk przebywał w Klinice Przylądek Nadziei we Wrocławiu, gdzie, niestety, potwierdzono tę straszną diagnozę̨. Maluszek zaczął przyjmować leki przeciwpadaczkowe oraz lek o nazwie Sirolimus, który powinien zahamować́ rozrost fakomatozy na jego lewej części mózgu. Dzień przed pierwszymi urodzinami małego pacjenta wypisano do domu. Po trzech miesiącach Oliwier ponownie dostał ataku padaczki. Znów szpital, kolejne badania, kolejny lek przeciwpadaczkowy. I tak w koło.
Matka malca zdecydowała wtedy, że za wszelką cenę musi ratować́ dziecko. Bo pomimo tej okrutnej choroby bardzo dobrze się rozwija. Gdy miał trzynaście miesięcy, zaczął chodzić. Ma też swoje pasje. Bardzo lubi tańczyć́ i mamie we wszystkim pomagać́.
- Nie mogę̨ siedzieć́ i czekać́ aż stanie się mu coś złego i nieodwracalnego – mówi pani Natalia. – Po długich poszukiwaniach znalazłam lekarza w Niemczach. Jest gotowy nas przyjąć́ i zrobić́ wszelkie niezbędne badania. To wiąże się jednak z dużym wydatkiem, na który nas nie stać. Bardzo błagamy ludzi dobrej woli. Pomóżcie nam. Tak bardzo chcę ratować naszego synka.
Przed Oliwierkiem operacje i długotrwałe, wymagające leczenie. Rodzice nie poddają się. To zrozumiałe, gdy na szali leży przyszłość ich dziecka. Dlatego proszą: „pomóżcie nam!". Do ich błagalnego apelu dołącza się babcia malca. Fundacja Zbieramy Razem ufa, że i tym razem znajdą się darczyńcy, którzy rozumieją skalę dramatu tej rodziny.